Nasza agencja za „patrona” objęła sobie krokodyla. Dlaczego akurat jego, w dodatku – w kolorze żółtym?
Zacznijmy od tego, że rozwinięcie skrótu YC – Yellow Crocodiles – nie jest wcale takie oczywiste. Świadczy o tym chociażby liczba wariantów i opcji, głównie fonetycznych, z jakimi spotykaliśmy się na przestrzeni ostatnich 10 lat wśród osób, które nie znały nas bliżej. „Łajsi”, „yc” czy po prostu „igrek-ce”, które przyjęło się chyba najpowszechniej. Jeszcze trudniej znaleźć poliglotę, który potrafiłby napisać „yellow crocodiles”, nie robiąc w każdym z tych dwóch wyrazów przynajmniej jednego błędu. Pisma urzędowe, faktury za paliwo na stacji benzynowej, korespondencja handlowa. Ludzka kreatywność w tym zakresie nie zna granic! Zapytajcie kiedyś o to któregoś z naszych prezesów – sypną jak z rękawa niejedną anegdotą.
Skąd więc wziął się pomysł na żółtego krokodyla? Jak często w takich przypadkach, zdecydował o tym… przypadek. Ojcowie założyciele spółki siedzieli, planując podbój świata reklamy i przy okazji zastanawiali się nad nazwą.
– Powinna być charakterystyczna…
– A jednocześnie chwytliwa…
– Taka, żeby się odróżniała…
– Tylko nie silmy się na jakieś łacińskie słowa, które oznaczają wszystko, a tak naprawdę nic.
– Zgadzam się. To może być coś zupełnie zwyczajnego, a jednocześnie odjechanego. Nie wiem, jakieś żółte krokodyle czy coś…
– ŻÓŁTE KROKODYLE!
I tak zostało. Z czasem okazało się, że ta nazwa nie jest zupełnie „z kapelusza”, Matka Natura nam sprzyja, a my mamy więcej wspólnego z krokodylami niż mogłoby się wydawać. Nie wierzycie? To posłuchajcie… Przedstawiciel gatunku krokodyli o nazwie kajman okularowy, kiedy przychodzi na świat, jest… żółty. Potem rośnie w siłę, poznaje świat, jest coraz silniejszy, bystrzejszy, szybciej reaguje na bodźce zewnętrzne. Z czasem twardnieje mu również pancerz, który w jego środowisku jest dużym atutem. Czy ten opis nie pasuje jak ulał do branży reklamowej? Pływając w tym stawie, trzeba być szybkim, przebiegłym i twardym, a jednocześnie nie gruboskórnym. Tacy też staramy się być – już od 10 lat – i z każdym rokiem przychodzi nam to z coraz większą swobodą. Może więc nie było to dzieło zupełnego przypadku? Może tak miało być! W każdym razie, jesteśmy dumni z naszego „zoologicznego” rodowodu. I nie zamienilibyśmy go na żaden inny kolor.